Małgorzata Goraj-Bryll,
dyrektor firmy ISC s.c.
Ukończyła filologię angielską na Uniwersytecie im Adama Mickiewicza w Poznaniu specjalizując się w tematyce irlandzkiej (Recepcja Irlandii w Polsce na przełomie XIX I XX w).
Tłumacz literatury irlandzkiej i angielskiej, autor artykułów prasowych, audycji radiowych i telewizyjnych. Felietonistka różnych pism, ostatnio Rytmy zdrowia.
w latach 1991-1995 żona Ambasadora RP w Irlandii
od 1999 założyła i prowadzi ISC S.C, centrum zagranicznych szkół językowych.
Blog Małgosi
<=Poprzedni wpis: Język obcy w pracyNastępny wpis: Irlandczycy znów uciekają z kraju=>
Marzenia... dodano 2011-01-05
Nowy Rok zawsze zaczyna się od marzeń. Więc marzę, że kiedyś, kiedyś pojadę na kurs językowy żeby się dobrze bawić, odpocząć, nauczyć krzynkę i zobaczyć jak prawdziwi Włosi robią swoją pastę. No nie kryję, że i o winie włoskim mi się marzy. Może kiedyś, kiedyś.
Opracowujemy właśnie w biurze całą gamę kursów we Włoszech. I nie powiem, ciekawe, aż mnie skręca, bo jest wszystko.. i sztuka i kulinaria i wino.
Oczami wyobraźni jestem w Sienie:
Tam szkołę Dante Alighieri prowadzi bardzo sympatyczny Włoch. Spotkaliśmy się przed świętami, pogadaliśmy. Dostał od nas opłatek, sam przywiózł świąteczne ciastko. Przyjęłam go kawą, a on ja dziecko cieszył się, że rozmawiamy o włoskim i kulturze a nie o biznesie. Mówił mi jak uczy artystów którzy zmagają się z włoskim śpiewając operowe arie, mówił mi jak popołudniami zwiedzają Sienę szukając tropów Katarzyny Sieneńskiej, mówił że szkoła jest w budynku starego klasztoru z XV wieku, mówił że do Florencji stamtąd tylko godzinka.
Więc wracam do cudnej Florencji, marzę żeby znów odwiedzić Uffizi.Poszłabym też pewnie na Most Złotników żeby spojrzeć na rzekę… A może do Sienny nawet zabrałabym tam męża. Taa… dwa tygodnie, romantyczne, tylko dla nas. Laba… i liznęłabym włoskiego i poszła do szkoły kulinarnej... Mąż by się cieszył, bo pewnie potem dostawałby lepsze kluski ze szpinakiem a ja bym zapominała o całym świecie i liczyły by się tylko barwy Sienny, strasznie stare średniowieczne uliczki, toskańskie wino i uczty potraw przygotowanych pod okiem szefa. Może poznałabym kilku zrelaksowanych Amerykanów i Szwajcarów co jak ja na urlop pojechali posmakować włoskiej kuchni, może czas pozwoliłby mi zdystansować się od wszystkich warszawskich problemów.
Może… w końcu wolno mi marzyć, no nie?? Szalejąc dalej w wyobraźni pojechałabym aż na Sycylię…
Starożytny amfiteatr, Taormina, owoce, owoce morza, znów wino… I te krajobrazy i słońce… Może w maju? Ale chwileczkę… Dopiero 5-go stycznia. Może jak na taką młodą noworoczną datę, starczy marzeń?
Nasze szkoły we Włoszech:
Babilonia, Taormina na Sycylii
Centro Fiorenza International House
Dilit International House
Linguadue, Mediolan
Societa Dante Alighieri, Sienna
<=Poprzedni wpis: Język obcy w pracyNastępny wpis: Irlandczycy znów uciekają z kraju=>